poniedziałek, 31 stycznia 2011

Sałatka z paluszkami krabowymi

Niektóre dania na stałe wpisują się w życie człowieka. Czasem dlatego, że często je przyrządza, a czasem z powodu okoliczności, w jakich doszło do spotkania - jeśli można określić to jako "spotkanie". Tytułowe danie to właśnie ostatni przypadek. 

 Sylwester zeszłego roku był szczególny. Po pierwsze dlatego, że wreszcie udało się A., P. i mnie spędzić go razem (po kilku nieudanych, wcześniejszych próbach). Po drugie, to był mój najlepszy Sylwester - całkowicie niewymuszony, bez żadnej fałszywej radości czy ekscytacji z tak banalnego powodu jak zaczęcie się kolejnego roku. A po trzecie - choć najmniej ważne - po sylwestrowym obżarstwie nie czułam się najlepiej i pół następnego dnia spędziłam jedząc sucharki.
Nie byliśmy tylko we trójkę. Nasi znajomi z Koła Polonistów zapowiedzieli swój udział, tak więc cały dzień spędziliśmy najpierw na zakupach, a potem na przyrządzaniu pyszności, by móc godnie podjąć gości. Ja ugotowałam zupę meksykańską oraz zrobiłam trzy sałatki: z ananasem, z szynką i ze śledziami. A. zrobiła udka z warzywami zapiekane w rękawie (o inspiracji, jaką mi dała tym rękawem, na pewno jeszcze napiszę) oraz sałatkę z paluszkami krabowymi. P., o ile pamiętam, zajmował się pomaganiem nam w krojeniu, otwierał nam słoiki i puszki, obierał cebulę, czosnek i ogórki, ozdabiał po swojemu przygotowane sałatki, zabawiał nas rozmową, dbał o oprawę muzyczną, puszczając nam muzykę Haendla i Roberta Kasprzyckiego, i generalnie był kimś, kogo moja Mama określa "przynieś, podaj, pozamiataj".
Dlaczego "ohydnie ohydna"? Były z nią kłopoty od początku. Zakupy robiliśmy w ogromnym supermarkecie, gdzie powinno być wszystko. Mimo to, mieliśmy problem ze znalezieniem chińskiego makaronu, a kiedy wreszcie się to nam udało, okazało się, że nie ma makaronu ryżowego w postaci nitek. Były jedynie wstążki, na które A. ostatecznie się zdecydowała, bo stanowczo odmówiła zakupienia makaronu sojowego, który "w nitkach" był. Paluszki krabowe braliśmy na wagę, a że akurat mieli końcówkę towaru, wzięliśmy wszystko, co mieli - i to też okazało się być brzemienne w skutkach.
Samo przygotowanie sałatki nie jest trudne ani czasochłonne. Podgotować paluszki, by się rozmroziły, przygotować i ostudzić makaron, obrać warzywa - tym bardziej, że P. pomagał, gdzie tylko mógł. Końcowy efekt był przyjemny i dla oka i dla nosa. A., co prawda, oznajmiła, że 'to nie to", bo makaron nie jest "w nitkach", a w ogóle wyszła nieprawdopodobnie duża porcja i kto to teraz zje? Ja i P., uzbrojeni w łyżki, podjęliśmy się degustacji i osobiście od pierwszej łyżki wiedziałam, że "to jest to". P. natomiast, po pierwszym spróbowaniu, oznajmił głośno: "Ohydna!" i z miejsca pochłonął jeszcze z dziesięć łyżek. A. śmiejąc się podchwyciła "Ohydnie ohydna!" - i tak już się przyjęło, danie zostało nazwane na zawsze.
Poniżej przepis na ową "ohydnie ohydną" sałatkę -z wiedzą i za pozwoleniem mojej A.


SAŁATKA Z KRABOWYMI PALUSZKAMI:
1 opakowanie makaronu ryżowego nitki
1 opakowanie paluszków krabowych surimi (jeśli na wagę, to potrzeba 18 takich paluszków)
1 puszka kukurydzy
1 długi zielony ogórek
1 pęczek koperku
4-5 ząbków czosnku
3-4 łyżki majonezu
sól, pieprz
Paluszki rozmrozić (najlepiej wrzucić na chwilę do wrzątku), ostudzić, pokroić na 2-centymetrowe kawałki. Makaron połamać jeszcze w opakowaniu na mniejsze kawałki, następnie przygotować według instrukcji na opakowaniu, ostudzić. Kukurydzę osączyć z zalewy. Ogórek obrać ze skórki, pokroić wzdłuż na cztery części, następnie pokroić wszerz na 2-centymetrowe kawałki. Czosnek obrać i zgnieść w wyciskarce, albo pokroić w drobną kosteczkę. Koperek pokroić. Wszystkie składniki wymieszać w dużej misce z majonezem, doprawić solą i pieprzem do smaku, wstawić na dwie godziny do lodówki, by się "przegryzła".
Bon appétit :-)!